Najlepsze seriale fantasy – co warto obejrzeć
My, miłośnicy fantasy, nie jesteśmy rozpieszczani. To znaczy, owszem, mamy całą masę książek, w których możemy przebierać do woli, ale przemysł filmowy nas jakoś nie kocha. Pamiętacie wielki sukces „Władcy Pierścieni”? Wszyscy myśleliśmy, że Hollywood pójdzie za ciosem i teraz to będziemy mieli prawdziwy wysyp superprodukcji fantasy. Minęło kilkanaście lat i jakoś ich nie widać. Gdzie one są? Owszem, powstało przez ten czas ileś „Potterów”, „Narnii” czy innych „Eragonów”, ale to wszystko produkcje skierowane bardziej do dzieci i młodzieży. A co dla nas?
Co ci filmowcy myślą? Że nie ma dorosłych fanów fantasy? Czemu „Władca Pierścieni” nie przyczynił się do rozkwitu fantasy na dużym ekranie? Cóż, sytuacja jest taka, że, no niestety, nie mamy w kinie czego szukać. Dlatego wielbiciele fantasy chętniej sięgają po serialowe produkcje telewizyjne. Co nie znaczy, że jest tu wybitnie duży wybór – nie wyobrażajcie sobie, że w telewizji ten gatunek znalazł swój azyl, czy coś. Ale seriale przynajmniej są długie (z reguły, bo jak zaraz zobaczymy, nie zawsze), więc nawet jeśli jest ich niedużo, miłośnik fantasy może spędzić przy nich sporo czasu – a niczego więcej mu do szczęścia nie trzeba.
A zatem co warto obejrzeć? Oferta, jako się rzekło, nie jest bogata, ale znajduje się w niej kilka interesujących pozycji. Ponadto warto wspomnieć, że dostępne są seriale fantasy online na www.player.pl/seriale-online/fantasy,54,c, które możesz obejrzeć wtedy, kiedy masz na to czas i ochotę. Znajdziesz tam wymienioną przez nas „Grę o tron” oraz wiele dodatkowych propozycji, nieuwzględnionych w tym zestawieniu, takich jak „Mroczne materie”, „Księga czarownic” czy „Salem”.
1. Gra o tron
Wiedzieliście, że to tutaj znajdziecie, prawda? Oczywiście, że tak. Dlatego rzucam tym tytułem w pierwszej kolejności – w końcu to najpopularniejszy serial ostatnich lat. Co dobitnie pokazuje, że fantasy jednak ma siłę przebicia i filmowi producenci niepotrzebnie tak boją się w nią inwestować.
Chyba, że „Gra o tron” osiągnęła swój wielki sukces właśnie dlatego, że ilość elementów fantastycznych jest tu dość oszczędna (przez co nie odstrasza typowego widza, nie gustującego w fantasy)? Bo owszem, mamy tu chociażby smoki, ale przecież na pierwszym planie są polityczne intrygi i knowania. Tematem jest zwykła, ludzka walka o władzę, nawet jeśli rzecz dzieje się w fikcyjnym świecie.
Nie zmienia to faktu, że, przy całym swoim realizmie, jest to jednak fantasy, a w fantasy realizm wizji nie tylko nie przeszkadza, ale jest wręcz pożądany. Więc śmiało, złakniony porządnego fantasy widzu, jeśli ciekawią cię dworskie intrygi, jeśli chcesz obgryzać paznokcie z ekscytacji i zachodzić w głowę, jaką postać twórcy uśmiercą w następnej kolejności – oglądaj „Grę o tron”! Zresztą, po co ta rada? Pewnie już dawno oglądasz.
2. Merlin
Jeśli nie masz tyle czasu, by brnąć przez kilkadziesiąt odcinków serialu, polecam ci „Merlina”. Tu odcinki są tylko dwa (lub trzy, zależnie od tego, z którą wersją masz do czynienia). Co nie zmienia faktu, że produkcja ta jest sklasyfikowana jako serial.
A czy to warte uwagi? Telewizyjne produkcje fantasy z ubiegłego stulecia raczej nie grzeszyły wysokim poziomem, prawda? Rozumiem więc obawy. Ale, widzisz, sprawa wygląda tak, że „Merlin” to najwybitniejsza rzecz, jaką ma do zaoferowania fantasy w wydaniu telewizyjnym. A może nie tylko telewizyjnym, ale filmowym w ogóle. Tak, „Merlin” może się śmiało równać z „Władcą Pierścieni”. Oczywiście, że nie pod względem realizacyjnego rozmachu, ale głębia i magiczność tej opowieści są jedyne w swoim rodzaju.
Niski budżet (poniżej miliona dolców) nie przeszkodził w zebraniu na planie plejady aktorskich sław, takich jak Sam Neill, Isabella Rossellini, Helena Bonham Carter, Rutger Hauer, czy, znana z roli Cersei w dopiero co wspomnianej „Grze o tron”, Lena Headey. Ale to nie lista zaangażowanych w projekt sław przesądza o jakości tego miniserialu.
A co w takim razie? Sama historia, oparta oczywiście na legendach arturiańskich, ale opowiadająca własną ich wersję. Ma w sobie prawdziwą głębię, jest mądra i wielowymiarowa, pełna subtelności. Nastrój jest po prostu magiczny – nie czujesz, że oglądasz serial, lecz masz wrażenie, że ktoś uchylił ci furtkę do świata czarów i dziwów.
Piękny serial o odchodzącym w zapomnienie świecie czarów i jego ostatnim magu, przepełniony nostalgią za utraconą wiarą w cuda.
3. Awatar: Legenda Aanga
No co, jak rysunkowe, to już nie oglądacie? Jeżeli animacja was zraża, to macie problem, bo „Awatar” to serial bardzo ceniony (i to również przez dorosłych), często pod względem rozmachu opowieści i kreacji fantastycznego świata porównywany do „Władcy Pierścieni”.
Nie tylko realia tego bogatego, zróżnicowanego, lecz zarazem spójnego koncepcyjnie świata powinny zainteresować miłośników fantasy. Także wielowątkowa, rozpisana na wiele postaci fabuła – czyli taka, jaka charakteryzuje najbardziej epickie opowieści (znaczy, nasze ulubione). Tym bardziej, że postacie są niejednoznaczne i nieraz przechodzą wewnętrzną przemianę, a sama historia obfituje w akcję, niespodzianki i przebiegłe podstępy.
Jeśli coś może przeszkadzać, to wyraźne, niestety, ułagodzenie tej historii (pod kątem dzieciaków, wiadomo), przez które ma się wrażenie, że nie rozwija ona swojego pełnego potencjału. I jeszcze trochę boli fakt, że trzecia, ostatnia seria odstaje nieco poziomem od poprzednich. Ale ogólnie i tak jest dobrze.
4. Sailor Moon
Co?! Że jak?! „Awatara” to jeszcze mogliście zrozumieć, ale widząc, że polecam wam „Czarodziejkę z Księżyca”, do reszty już zwątpiliście w mój rozsądek. A jednak zachęcam, by przełamać poczucie żenady, jakie ogarnia was na samą myśl o obejrzeniu tego anime. Przy odpowiednim nastawieniu, po przebiciu się przez wierzchnią warstwę kiczu i tandety, można czerpać z tego kultowego animowanego japońskiego fantasy sporo frajdy, bo historia, nawet jeśli prosta, ma swoje interesujące momenty, a postacie są naprawdę wyraziste i wielowymiarowe.
I nie obawiajcie się – wiem, że myślicie, iż skoro doszedłem już do „Czarodziejki z Księżyca”, to zaraz zacznę wam polecać „Xenę, wojowniczą księżniczkę” (a wy tu liczyliście na poważny artykuł). Uspokajam – nie dojdzie do tego.
5. Jonathan Strange i Mr Norrell
Kolejna produkcja fantasy umiejscowiona, jak „Merlin”, w rzeczywistym świecie. No, może nie całkiem. Raczej w jego alternatywnej wersji, wzbogaconej o magię, odradzającą się w Anglii po wiekach nieobecności.
To opowieść z rodzaju „co by było, gdyby”. Co by się stało, gdyby magia istniała naprawdę? Zdaniem twórców tej historii, zostałaby wykorzystana jako broń – i cóż, trudno się nie zgodzić. Zapewne tak by właśnie było. I o tym mówi serial. O kondycji naszego świata, w którym nawet cuda są sprowadzane do niskich, niegodnych celów.
Serial ma opinię „Harry’ego Pottera” dla dorosłych. Już choćby z tego powodu warto się z tym zapoznać. A dodać do tego należy jeszcze intrygujący klimat (przywodzący trochę na myśl powieści Neila Gaimana) i, co rzadkie w przypadku telewizyjnych seriali, aspekty techniczne na wysokim poziomie.
To tyle. Mało? A pewnie, że mało. Ale cóż, fantasy nie gości na naszych ekranach zbyt często. Nie możemy do woli przebierać w tytułach, bo po prostu nie powstaje takich produkcji zbyt wiele. Dlatego tym bardziej musimy sobie cenić każdy serial fantasy, jaki uda nam się odkryć.
Ciekawie napisane, ale obecnie jest naprawdę wiele seriali fantasy. Ja sama oglądałam chociażby „Supernatural”, „Grimm” czy „Wikingowie”. Mają w sobie to coś.
Gra o tron – to znam i polecam. Z polskich seriali fantasy lubię cykliczne relacje z sejmu.
Ja nie lubię seriali fantasy. Serio. Wolę filmy. Tylko ze mną ten problem, że właściwie mnie w ogóle takie wieloodcinkowe programy nie „wkręcają”. Dobrze jednak wiedzieć, że jest cp0ś więcej niż „Gra o tron”.
Gra o tron!!! uwielbiam!!! masakrycznie wciąga
Czarodziejkę z Księżyca uwielbiałam jak byłam małą dziewczynką. Oczywiście byłam fanką głównej bohaterki oraz kotów 😉
Gra o tron to mój ulubiony serial. Uważam, że jest bardzo dobrze napisany i zagrany. Polecam 🙂